Klara jest jedną z najbardziej wpływowych osób w swoim liceum - należy do szkolnej śmietanki, z zapałem pisze do szkolnego czasopisma, działa w samorządzie, prowadzi Klub Dyskusyjny. Z pozoru rozpieszczona nastolatka, która prawie każdy weekend spędza na zakupach i wypadach z równie rozpieszczonymi przyjaciółkami - w głębi duszy nosi piętno przeszłości, które będzie jej się dawać we znaki coraz silniej.
Rzecz ma się następująco: jeszcze na początku gimnazjum nasza bohaterka należała do plebsu, była przeciętną uczennicą, niemalże "człowiekiem cieniem", zawsze przemykającym gdzieś pod ścianami, nie rzucającym się w oczy. Jednak gdy jej rodzice dorobili się pokaźnego majątku, życie dziewczyny obróciło się o 180 stopni i sprawiło, że w nowym liceum, gdzie nie znała nikogo, dotarła na szczyt tamtejszej elity.
To opowiadanie ma być nie tylko błahą historią o codzienności rozpieszczonej nastolatki, ale o obecnych podziałach społecznych w szkołach. Nie da się ukryć, że te podziały istnieją, a nasz status materialny czy siła przebicia często decydują o tym, do jakiej szuflady społecznej zostaniemy wrzuceni.
Zachęcam do dopisywania się i tworzenia historii dziewczyny, która będzie rozdarta pomiędzy solidarnością z niższymi grupami a zachowaniem wygodnej pozycji na szczycie szkolnej śmietanki. Liczę na Waszą kreatywność i zdanie w tych kwestiach.
Piosenka "My" wypełniła wnętrze przestronnego pokoju z białymi ścianami i idealnie dobranymi meblami w stylu minimalistycznym. Przetarłam zmęczone oczy, westchnęłam i sięgnęłam po telefon. Wyłączyłam budzik i relaksowałam się przez kilka minut, póki trzeźwy głos w mojej głowie nie zauważył, że jeśli w tej chwili nie zwlekę się z łóżka, nie zdążę nałożyć sobie makijażu.
Ziewając, zrzuciłam nogi na miękki dywan i wsunęłam stopy w różowe papcie z białymi pomponikami. Rozejrzałam się sennie po pokoju, rzuciłam wzrokiem za okno (biało od śniegu) i ruszyłam w kierunku drzwi mojej łazienki, idealnie wtapiających się w ścianę.
W lustrze zobaczyłam siedemnastoletnią dziewczynę z lekko podkrążonymi oczami. Czarne włosy spływały w miękkich falach na ramiona, ciemnoniebieskie oczy odznaczały się na tle bladej cery. Różowe usta wygięły się w podkówkę, po czym ułożyły w idealnym uśmiechu numer sześć. Przemyłam twarz wodą i obejrzałam się jeszcze raz - wyglądałam nieco lepiej, choć trudno było usunąć ślady zbyt krótkiego snu.
Moje poranne zabiegi nie ograniczały się do prozaicznych czynności, o które mogłabym posądzić najgorzej prezentujące się dziewczyny. By dobrze wyglądać, codziennie rano myłam włosy, starannie suszyłam je i prostowałam. Poza tym używałam specjalnych toników i preparatów, które oczyszczały moją twarz z nieprzyjaznych niedoskonałości. Makijaż był rzeczą oczywistą - pomijając fakt, że nałożenie go stanowiło długą i dość nużącą ceremonię.
Tego ranka wyszłam z domu za późno. Myśl o ewentualnym spóźnieniu była odpychana przez moją wygórowaną ambicję, z drugiej strony - nie mogłam sobie pozwolić na kompromitujący sprint w moich kozakach na dziesięciocentrymetrowym obcasie. Wchodząc do szkoły, przez przypadek zaatakowałam łokcię jedną z pierwszoklasistek; byłam już na tyle rozkojarzona, że nie zauważałam, co działo się dookoła.
- Och... Sorry - wybąkałam, nie starając się nawet pomóc jej w zbieraniu książek, które przypadkowo upadły na posadzkę. Mimo to, zatrzymałam się chwilę na schodach, próbując sobie przypomnieć, kim jest ta dziewczyna; niestety, nie udało mi się wygrzebać z pamięci jej nazwiska.
"Człowiek cień", pomyślałam przelotnie, z wdziękiem wędrując do klasy. Nie odwzajemniałam łakomych spojrzeń chłopców, którzy na mnie patrzyli; większość z nich należała do plebsu, była niewarta uwagi i w ogóle mocno mnie irytowała.
Wpisy
Notujesz już drugie
Notujesz już drugie spóźnienie, jeszcze jedno moja panno i będziesz miała kłopoty! – Usłyszałam, gdy tylko przekroczyłam drzwi do klasy. Nauczycielka przyglądała mi się przez chwilę, po czym gestem ręki wskazała, bym w końcu usiadła na miejscu. Trochę mnie to irytowało, gdyż miałam dziwne wrażenie, jakby tylko mnie o coś takiego karciła.
Przypomniałam sobie identyczne sytuacje z poprzednich tygodni. Ludzie potrafili spóźniać się nawet po dziesięć minut i nigdy jakoś z tego powodu problemów nie mieli. No może poza Łukaszem, który efekt swoich spóźnień doprawiał aromatem dymu papierosowego. No ale nauczycielka miałaby problem, gdyby przymykała na to oko.
W sumie to chyba powinnam z nim pogadać. Jakoś tak ostatnio chamsko się wobec niego zachowałam, no ale co sobie myślał, gdy w zeszłym tygodniu podszedł do mnie i zapytał, czy nie wyskoczę z nim na miasto. Narobił mi tylko obciachu przed koleżankami.
Na długiej przerwie jak
Na długiej przerwie jak zwykle popędziłam do małego kantorka wyznaczonego na gabinet redakcji szkolnej gazetki. Odkluczyłam stare drzwi i już po chwili siedziałam za moim prywatnym biurkiem, przywleczonym tu ze strychu. Wyjęłam swoje śniadanie składające się ze złożonej kromki żytniego chleba z liściem sałaty i gruszki, a następnie otworzyłam gruby notes w czerwonej oprawie i poczęłam przeglądać notatki z ostatniego spotkania.
Większość przerw spędzałam w towarzystwie moich przyjaciółek, które lubiły rozprawiać o wyglądzie, drogich ciuchach, najnowszych trendach... A poza tym często komentowały styl i wygląd innych uczniów. Zawsze żywo uczestniczyłam w tych dyskusjach, ale długa przerwa była dla mnie pewnego rodzaju oderwaniem od plastikowego światka, gdzie prym wiodły rozmowe o charakterze niezbyt wyszukanym. Na długiej przerwie siadałam w zacisznym kąciku i włączałam radio czy płytę happysad. Często czytałam i poprawiałam artykuły pisane przez moich dziennikarzy, ale była to dla mnie sama przyjemność. Praca w szkolnej gazetce stanowiła jedyny rodzaj zajęć, na które nie uczęszczała żadnych z moich pustych przyjaciółek. Nie mogłam nie dopuszczać do siebie myśli, że te dziewczyny do najmądrzejszych nie należą, choć jednocześnie bardzo je lubiłam. Każda z nich była specyficzna na swój sposób, każda miała własne dziwactwa i upodobania - a jednak stanowiły jednolitą masę idiotyzmu.
Jeszcze trzy osoby zalegały mi z artykułami. Odłożyłam notes, ułożyłam się wygodniej na twardym krześle i położyłam nogi na biurku. W zamyśleniu gryzłam kanapkę, obserwując wróble pomykające na śniegu za oknem. Okno było bardzo zakurzone, a firanki brudne i szarawe. Mimo to, zabroniłam ruszać oba zaniedbane sprzęty - twierdziłam, iż było to dziedzictwo wcześniejszej redakcji, która charakteryzowała się wyjątkowym luzem i nonszalancją, a także dystansem do życia.
Tego dnia całą przerwę spędziłam w samotności, ale od czasu do czasu ktoś razem ze mną przesiadywał w zapuszczonym kantorku redakcji. Czasem prowadziłam z tym kimś ożywioną konwersację, czasem nie zamienialiśmy nawet słowa. Ten gabinet stanowił pewnego rodzaju azyl dla dziennikarzy i pozostałych uczniów zaangażowanych w pracę szkolnego czasopisma - poza tym, wszyscy znaliśmy się na tyle dobrze, że nie potrzebowaliśmy słów, by odczytać swe nastroje i myśli. Było mi dobrze z tymi ludźmi, a mimo to nie oni stanowili moje naturalne środowisko, z którym silnie się identyfikowałam.
Wychodząc z kantorka, wpadłam na Łukasz. Z nieśmiertelną fajką w ustach, cofnął się o krok i zlustrował mnie wzrokiem.
- Hej, Kicia - wymruczał. Tymczasem ja mocowałam się z zamkiem, który niespodziewanie się zaciął. Zaparłam się nogą o drzwi i z całych sił próbowałam przekręcić klucz. - Jakieś problemy?
- Oczywiście, że nie - odpowiedziałam spokojnie, nie obdarzając go nawet spojrzeniem. - Ten zamek po prostu upodla życie dziennikarzy. Mnie codziennie. Jestem przyzwyczajona do tego rodzaju rewelacji - wzruszyłam ramionami.
- Pomogę - wypuścił peta z ust i zadeptał go na szarych płytkach posadzki. Wyjął mi klucz z dłoni i sprawnym ruchem zakluczył drzwi. - Swoją drogą... Nie miałabyś ochoty na kino?
Westchnęłam i spuściłam wzrok, chcąc powstrzymać buzującą we mnie wściekłość. Ten frajer ponownie chciał spróbować... Doprawdy, żałosne. Uśmiechnęłam się krzywo. Tym razem nie zamierzałam na niego krzyczeć.
- Nie, nie miałabym - odpowiedziałabym spokojnie, odwracając się do niego i opierając kokieteryjnie o futrynę. - Na pewno nie z tobą.
Łukasz westchnął, wbił ręce w kieszenie i zmrużył oczy.
- Za niskie sfery, co, Kicia?
- Elita ma swoje prawa. A ja nie mam prawa ich łamać - uśmiechnęłam się do niego przepraszająco, ale to był fałszywy uśmiech. Wyminęłam Łukasza i ruszyłam na kolejną lekcję.