Obudziłam się rześka i wypoczęta. Słońce powitało mnie swoimi promieniami, które sprawiały, że serce aż radowało się na myśl o pięknym dniu. Delikatny wiatr muskał moją skórę. Cudownie było wdychać tą orzeźwiającą bryzę, która napływała znad jeziora i w wyobraźni widzieć, jak natura budzi się ze snu. Obróciłam się na bok. Marcin leżał obok z dość posępną miną. Coś musiało się stać.