Szarawe niebo rozjaśniało się powoli. Wreszcie na horyzoncie pokazało się słońce, które oświetliło kilkadziesiąt drewnianych domów, zaglądając przez otwory drzwiowe i szpary między deskami do ich wnętrza. Jeden ze słonecznych promieni padł na twarz śpiącej dziewki. Białka zbudziła się i otworzyła oczy. Po cichu, nie chcąc budzić jeszcze reszty rodziny, wysunęła się spod wełnianego koca. Światło odbiło się od jej jasnego, sięgającego do kostek giezła.